wtorek, 22 lutego 2011

Jak zapobiegać zjawiskom patologii społecznej wśród młodzieży?

                       




Jak zapobiegać zjawiskom patologii społecznej wśród młodzieży?
Opis metod postępowania.
           


Esej zainspirowany II Ogólnopolskim Konkursem organizowanym przez Pedagogium – Wyższą Szkołę Pedagogiki Resocjalizacyjnej w Warszawie, pod hasłem:
 „Młodzi przeciw patologiom społecznym”.


Autor: mgr Agnieszka Pokrzywa



Podgłębokie, 2006



Pomimo, iż jako nauczyciel, nie mogę bezpośrednio wziąć udziału w konkursie adresowanym do młodzieży, chciałabym wypowiedzieć się na podany wyżej temat, gdyż zajmuję się nieco profilaktyką w swoim miejscu pracy i tzw. „profilaktyka” w szkole budzi we mnie spore emocje. Są to niestety raczej emocje negatywne i korzystając z formy eseju, pragnę wypowiedzieć się na temat tego, czego pod żadnym pozorem, a już na pewno pod nazwą „profilaktyki” w szkołach robić nie wolno.
Otóż nie można „ozdabiać” szkół plakatami z dziecięcymi rysunkami papierosów czy butelek z wódką, nawet, jeśli są to rysunki przekreślone, a pod nimi drobnym drukiem widnieje napis- „To twój wróg”, nie można w pedagogicznym zapędzeniu uczyć dzieci szkół podstawowych piosenek, których „bohaterem” jest papieros, alkohol czy narkotyk, nawet, jeśli treść przedstawia negatywne skutki.
Chciałoby się powiedzieć - no ludzie, na miły Bóg!
Z całym szacunkiem, ale podobne akcje powodują właśnie skupianie uwagi i szczególne zainteresowanie dzieci nawet z tzw. dobrych domów na tym, czym jeszcze przez długi czas same po prostu by się nie zainteresowały.
Oczywiście, przekonywać nie trzeba, że w ten sposób i zagrożonym patologią dzieciom się nie pomoże.
Ba, dzieci, które miały kontakt z czynnikami ryzyka, lub popadają już w uzależnienie, swoją nieudolną profilaktyką szkoła po prostu dręczy.
Wyobraźmy sobie wędrowca na pustyni, który przemierza ją cały dzień bez kropli wody i nagle spotyka plakat z piękną butelką nałęczowianki. Sądzę, że jego pragnienie ulegnie niebywałemu wzmożeniu, nawet jeśli napis pod butelką będzie treści: „Jestem niesmaczna”.
Nasz mózg jest nastawiony na odbiór sygnałów, które niezależnie od sytuacji i całej pozostałej treści są impulsem natychmiast wywołujących skojarzenia, ciągi myślowe i pewne potrzeby. Naprawdę, proszę państwa, kto kiedyś rzucał palenie, ten wie, że największą trudnością jest… nie myśleć o papierosie. Dzieci, czasem borykające się już z problemem, same wiele wysiłku wkładają w to, żeby zająć sobie czas, żeby zapomnieć. Jak im więc pomaga tzw. profilaktyka?
Jeśli zaś chodzi o dzieci, które jeszcze „nie próbowały”, to proszę, nie rozbudzajmy nadmiernie ich ciekawości i zainteresowania.
O paradoksie, dzięki szkole do uszu i oczu dzieci docierają sygnały zbyt często nasycone „zakazaną” treścią. Zgodnie zaś z psychologiczną prawidłością rzeczy, o których się dużo, niemal ciągle mówi, podświadomie budzą zainteresowanie- wiedzą o tym doskonale twórcy reklam, przekonujemy się również my, dorośli kupując z ciekawości nawet zupełnie niepotrzebne rzeczy.
Dziecku natomiast mówimy, mówimy masę, że to takie niedobre, szkodliwe, trujące, ale ciągle o tym samym. Działa to niestety również jako krypto-reklama.
Poza tym dochodzi jeszcze jeden problem niezwykle ważny ze względu na społeczną wiarygodność, o którą musi być oparta działalność szkoły - dziecko przecież widzi, że tylu dorosłych, często także kolegów, sobie pali, pije, „bierze”. No, aż się prosi sprawdzić, czy pani miała rację…
Owszem, szkoła nie jest w stanie zmienić społecznych uwarunkowań, ale przynajmniej nie doprowadzajmy do potrzeby czy chęci konfrontacji dokonywanych z tytułu zbytnio (przez szkołę!) rozbudzonych zainteresowań.
            Dlaczego jeszcze „profilaktyka” w szkołach polegająca na mówieniu „o” – nieważne - dobrze czy źle, papierosie, alkoholu czy narkotykach, jest niewłaściwa?
Otóż dlatego, że nawet jeśli dajemy dziecku proste polecenie: „Nie garb się!”, musimy pamiętać, iż człowiek nie potrafi trwać w bezczynności, może jedynie zamieniać jedną czynność na inną, ale często należy, zwłaszcza dziecku, wskazać to zastępstwo. A więc mów: „Wyprostuj się!” – po prostu.
W przeciwnym razie z takim wysiłkiem prowadzona naiwna „profilaktyka” w szkołach będzie spełniać rolę zachęty…
Czy więc nie należy prowadzić „edukacji zdrowotnej”? Oczywiście, że należy, ale rzeczywiście skupiając się na tym, co służy zdrowiu, co jest mądre, dobre i piękne, co nam dzieci rozwija tak, żeby nie miały czasu, chęci i potrzeby sięgania po używki. Najlepiej byłoby „edukację” dostarczać w przystępnej formie w trakcie zajęć, czyli praktyki, a więc podczas wycieczek, kół zainteresowań, konkursów i zabaw, czy choćby robienia sałatek warzywnych i owocowych.
I co? Okazuje się, że na taką działalność szkoły nie mają funduszy…
Wiecie państwo, że do czego to doszło, jeśli pieniądze na wszelkie przedsięwzięcia szkół są tylko wtedy, kiedy w programach zajęć pojawia się: papieros, alkohol, narkotyk. Pytam, jako rodzic i nauczyciel, gdzie tu, już nawet nie psychologia i pedagogika, ale zdrowy rozsądek?
Jeśli zaś chodzi o informacje na temat zgubnych skutków używek itp. – na pewno uświadamiać, ale nie nagłaśniać, nie uprawiać krypto-reklamy!
Działania, w których należy wejść głębiej w problem wymagają czujności i ostrożności, powinny być prowadzone z większym ukierunkowaniem na konkretne dziecko, u którego obserwujemy symptomy, lub mamy podstawy przypuszczać, że może być narażone na patologie.
I niestety wykład o szkodliwości palenia nie wystarczy - jest naprawdę najmniej potrzebny. Niepotrzebny również i szkodliwy ze względów wychowawczych jest cały „raban” podniesiony w przypadku „przyłapania” na paleniu itp., piętnowanie dziecka i skargi do rodziców. Z punktu widzenia troski o dziecko niewiele da również „zaostrzenie” dyżurów, – bo jeśli już pali i nie zapali w szkole, to z tym większym prawdopodobieństwem zrobi to poza jej murami.
Nie chcę powiedzieć oczywiście, że w szkole należy pozwalać na używki, ale reagować należy mądrze, skutecznie, podejmując długofalowe działania i przede wszystkim „pomocowo” dla dziecka.
Trzeba więc zainteresować się pilniej dzieckiem, może powierzyć jakąś społeczną funkcję, zaangażować w działania, które przyniosą możliwość dowartościowania na tle klasy, pomóc w opanowaniu materiału, może mimochodem porozmawiać o trapiących dziecko problemach. Czasem poprosić o pomoc psychologa i pedagoga, aby dotrzeć do powodów, dla których to właśnie dziecko zaczyna sięgać po używki, być może opieka i pomoc psychologiczna jest potrzebna bezpośrednio dziecku i w samej szkole niewiele da się dla niego zrobić.
            Wracając do problemu dyżurów można więc wyciągnąć wniosek, że
owszem, dyżury w sensie monitoringu szkolnej rzeczywistości są głęboko uzasadnione, ale tylko wtedy, gdy pozyskane informacje do czegoś służą –a więc przede wszystkim są wskazówką, które dzieci potrzebują szczególnej troski, informują o zachowaniach, tendencjach, którym należy zapobiegać, przeciwstawiać się, a które należy wspierać.
Oczywiście dyżury są potrzebne również po to, aby dzieci chronić, w jakimś stopniu uniemożliwiać im, przynajmniej na terenie szkoły, zachowania ryzykowne, natomiast przede wszystkim mają zapewniać bezpieczeństwo.
I tu kolejny problem profilaktyki, czyli przeciwdziałanie agresji.
Znów mamy sporo nieporozumień – nadużywa się odmienianego przez przypadki pojęcia „asertywność”, pozwalając często dzieciom i sobie(!) na arogancję, dokuczanie, niegrzeczność, czyli praktycznie agresję.
Czego naprawdę brakuje? Zrozumienia i uwagi.
Nauczyciel ma obowiązek przede wszystkim swoją postawą uczyć rzeczywistej asertywności, czyli grzeczności z troską o godność swoją i innych, porozumiewania się bez przemocy, obrażania i ataku. Wcale nie musi zawsze mieć racji! Jeśli umie dyskutować i wysłuchiwać opinii, to naprawdę buduje sobie autorytet. Powinien też rzeczywiście reagować w zgłaszanych problemach - ale nie krzykiem(!), nie może lekceważyć zgłaszanych uwag i skarg rodziców. Owszem, czasem jest to atak z ich strony, ale może przybierają taką postawę, gdyż sądzą, że inaczej nie da się im dojść do głosu?
            Szanowni państwo, kiedy mówią o nas, że – na przykład - nie ma gorszego pacjenta od nauczyciela, to często… mają rację. Bądźmy samokrytyczni, nie narzucajmy zdania, słuchajmy różnych ludzi i z różnych stron, bądźmy czujni i ostrożni w sądach, starajmy się zrozumieć i umiejmy okazywać zrozumienie – oczywiście nie tylko nauczyciele, ale to oni w zakresie umiejętności komunikacyjnych i psychospołecznych powinni być przykładem, powinni ich po prostu uczyć, a bez nich o skutecznej i rzeczywistej profilaktyce nie ma mowy…
Wbrew pozorom więc profilaktyka to ważna i poważna sprawa, wymaga prowadzenia przez specjalistów, a przynajmniej pod ich opieką, zaś najważniejszą jej zasadą powinno być zawsze aktualne: „primum non nocere”.
Jako podsumowanie powyższych wniosków i uwag, do których skłoniła mnie zarówno obserwacja, jak i praktyka pragnę powiedzieć, że jest wielu nauczycieli, którzy robią dobrze różne rzeczy, ale naprawdę pogłębionego rozumienia wymaga zarówno pojęcie profilaktyki w szkole, jak i wyjaśnienia wymagają jej rzeczywiste cele, przemyślenia zaś same metody działań.
Jestem niestety ogromną przeciwniczką „radosnej”, naiwnej „profilaktyki”, która wcale nią nie jest, tym samym jestem przeciwniczką pozostawienia szkole zupełnie wolnej ręki, kiedy jedyną osobą konsultującą czy akceptującą działania profilaktyczne jest wójt, który w swojej niewiedzy potrafi czasem sprowadzić ważne zagadnienia do form budzących zgrozę.           
Czego więc jestem zwolenniczką?
Jestem zwolenniczką działań, które już sygnalizowałam wyżej, a więc przede wszystkim:
- organizacji dzieciom czasu wolnego, rozwijania zainteresowań i wszelkich form aktywizujących, dofinansowania szkół właśnie na te cele;
- dobrych przykładów (również wśród nauczycieli) i praktyki zdrowego, aktywnego stylu życia, porozumiewania się bez przemocy;
- mądrych interwencji i cierpliwej pomocy dziecku, u którego obserwujemy niepokojące zachowania;
- tworzenia w szkołach rzeczywiście przyjaznej atmosfery, zainteresowania potrzebami dziecka i otwarcia na współpracę z rodzicami;
- nawiązywania przez szkoły stałych kontaktów ze specjalistami ds. profilaktyki, a najlepiej wspierania dokształcania nauczycieli po to, aby tacy specjaliści rekrutowali się spośród nich; korzystne byłoby też tworzenie grup interwencji w sytuacjach kryzysowych i wypracowanie właściwych, „pomocowych” metod reagowania.
           

Jak zatem zapobiegać zjawiskom patologii wśród młodzieży?
Otóż zapobieganiu takiemu ma właśnie służyć profilaktyka. Jej metody i podstawy, z racji choćby obowiązkowego wejścia do szkół, to obecnie temat mający naprawdę masę różnorodnych opracowań. Co prawda ich ilość i dostępność nie przekłada się w prosty sposób na efektywność pracy szkół, ale wynika z nich cenny, ze względu na przesłanie właśnie dla szkół, generalny podział na profilaktykę pierwszo-, drugo- i trzeciorzędową.
            Wiadomo, że profilaktyka pierwszorzędowa kierowana jest do wszystkich dzieci, jej zadaniem jest umacnianie czynników chroniących przed uzależnieniem, takich po prostu, jak ogólnoludzkie wartości, więzi rodzinne, wiara, potrzeba samorozwoju, motywacja do nauki, umiejętności komunikacyjne, zainteresowania, poszanowanie prawa i obowiązków, autorytetów, tradycji itp.
To wszystko oczywiście pięknie powinno wpisywać się w programy wychowawcze szkół i jak najbardziej „nadaje się” na realizację w szkole.
Profilaktyką drugorzędową należy objąć młodzież, która już ma za sobą pierwszy kontakt z używkami, różnorodne zachowania ryzykowne, a więc wymaga indywidualnego podejścia i pomocy adekwatnej do przejawianych problemów. Dla tejże grupy szkoła również może zrobić wiele, ale należy działać ostrożnie, indywidualnie, okazując zrozumienie, wsparcie, wykazując chęć rzeczywistej pomocy w rozwiązaniu problemów, których przejawem jest m. in. sięganie po używki. Owszem, ważne jest angażowanie w działania w ramach profilaktyki pierwszorzędowej, ale jawi się potrzeba konsultowanych z fachowcami indywidualnych programów profilaktycznych, do realizacji których muszą być zobowiązani wszyscy nauczyciele pracujący z dzieckiem, a nie tylko wychowawca; najlepiej również uwzględnić i umiejętnie pokierować rodziców, dając im poczucie, że to nie tylko ich problem i na pewno nie są z nim sami.
Jeśli zaś chodzi o profilaktykę trzeciorzędową, adresowaną do młodzieży uzależnionej, działania możliwe na terenie szkoły zdecydowanie nie wystarczą, choć zadaniem szkoły będzie kierowanie do poradni, na terapię, współpraca z rodzicami czy np. organizowanie na terenie szkoły pomocy w formie nadrabiania zaległości szkolnych, tworzenia w klasie atmosfery akceptacji dla dziecka, tak, aby miało większą motywację zerwania z nałogiem.
Szkoła więc w każdym przypadku może i powinna zrobić wiele i nie ma to bynajmniej nic wspólnego z konkursami na plakat, którego centrum zajmują używki.
Aby jednak rzeczywiście zapobiegać patologiom społecznym wśród młodzieży – posłużę się truizmem, którego nie sposób pominąć - najlepiej eliminować patologię w ogóle, a więc przeciwdziałać bezrobociu, alkoholizmowi, patologiom w rodzinie, itp., kształtować piękne postawy społeczne. Jest to zatem zadanie dla każdego z nas, na każdy dzień- pod hasłem: „Żyjmy lepiej” i nie można odpowiedzialności zrzucać tylko na szkołę, czy inne instytucje społeczne, choćby szczególnie do tego powołane.
Żeby zaś nie pozostawać w fazie pobożnych życzeń, chciałabym jeszcze przedstawić pomysł na profilaktykę na własnym podwórku.
Pracuję w szkole mieszczącej się w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym dla dziewcząt niedostosowanych społecznie. Zadaniem naszej placówki jest przywrócenie ich społeczeństwu, a więc resocjalizacja. Ma jednak ona przebiegać m.in. poprzez tymczasową izolację od społeczeństwa, czyli przymusowy pobyt w ośrodku. Tymczasem pracownicy ośrodka, wraz ze swymi rodzinami, skupiają się w większości w mieszkaniach na jego terenie, stąd ok. trzydzieścioro dzieci w wieku szkolnym wychowuje się niemal na jednym podwórzu z wychowankami ośrodka, ale niewiele z tego wynika – ani dla dziewcząt, ani dla naszych dzieci.
Stąd zrodził się pomysł zorganizowania grupy wolontariatu dziewcząt, które pod opieką i przy pomocy dorosłych mogłyby prowadzić zajęcia dla dzieci, co pozwoliłoby zarówno na efektywniejszą resocjalizację, jak i dałoby, sprzyjającą profilaktyce, możliwość zorganizowania czasu wolnego dla dzieci.
Moim marzeniem byłoby objęcie opieki nad tak powstałym „klubem” przez Pedagogium.
Kończąc swą wypowiedź przesyłam wyrazy uznania za podjęcie ciekawej i pożytecznej inicjatywy.

                                                                                                          Agnieszka Pokrzywa
























           





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz